Tato, gdzie jesteś?
autor: Kamila Juśkiewicz
To już 85 rocznica wybuchu II wojny światowej. Wiele o niej wiemy ze szkolnych lekcji, z programów i filmów, których ciągle przybywa. Częściej jednak mówimy o sprawcach a nie o ofiarach. Ileż filmów powstało o Hitlerze i Stalinie, a ileż o zwykłych ludziach, których ta wojna skrzywdziła? Tym razem więc nie będzie o sprawcach i ich „wielkich” dziełach zniszczenia. Będzie o synu, który 78 lat tęsknił i szukał ojca, by w końcu pochylić się nad jego grobem – nad zbiorową mogiłą żołnierzy poległych we wrześniu 1939 roku na cmentarzu w Mrozach.
To dla mnie jedna z ważniejszych, osobistych historii, którą miałam możliwość poznać. Noszę ją bardzo głęboko w swoim sercu i czuję się zobowiązana do jej przekazywania. Mnie nauczyła bardzo dużo. Mam nadzieję, że Was również wiele nauczy.
78 lat poszukiwań
W 2017 roku odebrałam telefon od Pana Mariana, który dzwonił, aby zapytać się, czy w Mrozach jest cmentarz i czy są na nim jakieś mogiły wojenne. Szukał ojca. Szukał go 78 lat. Przez bardzo długi czas wierzył, że znajdzie go żywego, choć myśl, że żyje i nie chce kontaktu z rodziną była bardzo trudna do przyjęcia. Znalazł go w końcu na naszym cmentarzu w Mrozach w zbiorowej mogile żołnierzy poległych we wrześniu 1939 r. Nie da się w prostych słowach opisać wzruszenia, jakie widziałam na jego twarzy, gdy w październikowy dzień 2017 roku mogłam mu towarzyszyć w pierwszych w jego życiu odwiedzinach grobu ojca. Wtedy również wysłuchałam tej opowieści.
„Ostatni raz widziałem go w sierpniu 1939 roku”
Ojca – Józefa Zbąszyniaka pan Marian ostatni raz widział w sierpniu 1939 roku. Pan Marian miał wtedy 9 lat. Rodzina Zbąszyniaków mieszkała we wsi Czerwonak (dzisiaj w powiecie poznańskim). Ojciec był złotą rączką. Pomimo rozwijającego się wtedy w Czerwonaku przemysłu wolał działać na własną rękę i dlatego świadczył usługi jako zdun (w czasach piecy kaflowych był to bardzo intratny zawód). Należał do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, w ramach którego brał udział w przysposobieniu wojskowym. W sierpniu 1939 roku wyraźnie czuć było w powietrzu nadchodzącą wojnę. Ludność cywilna była mobilizowana do wojny. Głoszone wówczas hasła nawoływały do walki ze słabym Niemcem, któremu nie można oddać nawet guzika. Zachęceni obietnicą łatwej walki ludzie masowo wstępowali do wojska. Jakież było ich zaskoczenie, gdy we wrześniu 1939 roku ujrzeli „słabego” Niemca w eleganckim umundurowaniu, zdyscyplinowanego, mocno uzbrojonego, w nowoczesnych wozach bojowych i w samolotach, których nikt wcześniej nie był w stanie sobie nawet wyobrazić. – relacjonował pan Marian.
Józef Zbąszyniak mając lat 38 został wcielony do Armii Poznań, która po wybuchu wojny została wysłana na pomoc Warszawie. Do Warszawy nie dotarli. 50 km przed Warszawą dostali rozkaz jej ominięcia i obrania kierunku na wschód. Tak znaleźli się w okolicach Mrozów. Tu 7 września 1939 roku Józef Zbąszyniak wraz z kilkoma towarzyszami zginął w czasie bombardowania okolic dworca kolejowego.
Rodzina długo po wojnie szukała Józefa Zbąszyniaka za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. Bezskutecznie. Pan Marian miał wiele rodzeństwa. W 2017 roku został już sam. Nigdy nie zaprzestał poszukiwań. Pisał do wielu instytucji, aż w końcu w 2017 roku otrzymał zdawkową informację od Instytutu Pamięci Narodowej, że w wykazie pochowanych na cmentarzu w Mrozach znajduje się osoba o interesującym go imieniu i nazwisku. Po potwierdzeniu urzędowych danych dotyczących rodziców zmarłego, udało się stwierdzić, że Józef Zbąszyniak został pochowany w zbiorowej mogile na cmentarzu w Mrozach. Ta informacja zgadzała się z Księgami Pochowanych, którymi dysponował Urząd Miasta i Gminy Mrozy.
Więcej o działaniach bojowych prowadzonych we wrześni 1939 roku w Mrozach i okolicach można przeczytać m.in. w artykule Piotra Twardowskiego: https://mrozopedia.pl/?p=1189
Pan Marian wykazał się wielką determinacją i uporem, aby odnaleźć ojca. Mając 87 lat przebył drogę blisko 400 km, aby ucałować grób ojca i zapalić symboliczny znicz. Na tym grobie zostawił również swoje łzy, które z pewnością wiele razy w samotności wylewał tęskniąc i mając nadzieję na spotkanie z ojcem. Dziękuję mu, że mogłam je widzieć. Dziękuję również za słowa o braku żalu do tych, którzy zrzucili bombę. Dziękuję za prawdziwą lekcję historii.
Przynajmniej raz w roku odwiedzamy żołnierskie mogiły, myśląc o nich, jak o grobach nieznanego żołnierza. Tymczasem takie spotkania, jak spotkanie z panem Marianem, zmienia myślenie. Nieznany przestaje być nieznanym. W jakimś stopniu staje się poznanym, czyli kimś bliskim.
Podziękowania
Pan Marian prosił o przekazanie podziękowań tym wszystkim osobom, które przez lata opiekowały się grobem jego ojca, zwłaszcza Szkole Podstawowej w Mrozach, wszystkim uczniom i nauczycielom.
Na zdjęciu na wstępie wpisu: Pan Marian przy grobie ojca w 2017 roku (zdjęcie własne)