Z dziejów rodziny Kuczyńskich (Kucińskich)

Fragment Kroniki Rodzinnej spisanej przez Adriana Markowskiego dotyczący rodziny Kuczyńskich (później nazwisko zmienione na Kucińscy) związanej z Wolą Rafałowską.

Adrian Markowski, to polski pisarz i poeta, mieszkający na stałe w Warszawie, miłośnik Bieszczad. To również dziennikarz, redaktor i tłumacz. Przez całe swoje życie związany ze słowem pisanym. Autor opowiadań oraz książek dla dzieci i dorosłych.

Kochane Dzieci! Mam do Was gorącą prośbę. Gdy przyjdzie czas, dopiszcie do Kroniki kolejne karty i przekażcie ją swoim dzieciom, prosząc, by kiedyś uczyniły to samo. Niech przyszłym pokoleniom towarzyszy pamięć o tych, co byli. 

(Adrian Markowski, Fragment przedmowy do Kroniki rodzinnej)

Marcin Kuczyński

W jakiś sposób Marcin Kuczyński przywędrował do Woli Rafałowskiej, zwanej wówczas, a więc w połowie XVIII wieku Rafałówką – trudno orzec. Dzieje rodzin są bowiem stosunkowo łatwe do badania, gdy kolejne pokolenia trzymają się jednego miejsca, pozostają w mieście, albo wsi przez lat kilkaset. Można wówczas śledzić ich życie: cykl narodzin, ślubów, narodzin dzieci, wreszcie śmierci bez większego wysiłku, korzystając z zapisów w miejscowych księgach metrykalnych. Gdy jednak dojdziemy do pierwszego z rodu, który przywędrował nie wiadomo skąd, natrafimy na przeszkodę, którą można pokonać tylko w bardzo sprzyjających okolicznościach. Nie znając jego miejsca urodzenia, daty, czy imion rodziców, zaczynamy błądzić po omacku.

Pozostawmy więc kwestię pochodzenia Marcina i skupmy się na tym, co działo się z nim dalej, po chwili, gdy w niewiadomy sposób pojawił się w Rafałówce.

Pierwsze, dotyczące Marcina wzmianki pojawiają się przy okazji narodzin jego dzieci, których matką była – nie znana nam z panieńskiego nazwiska – Ewa. Było ich troje: Regina (ur. 1766), Kazimierz (ur. 1768) i Katarzyna Sieneńska (ur. 1780).

Po ślubie Marcina i Ewy nie pozostał żaden ślad, wiemy więc tylko tyle, że albo nie miał on miejsca w kuflewskiej parafii, albo księgi się nie zachowały. W Kuflewie bowiem ocalało – jeśli chodzi o księgi – nie wszystko, a co myszy zjadły wyjaśnia m.in. świetna praca „Dzieje Ziemi Kuflewskiej” (Kamila Juśkiewicz, Andrzej Marek Nowik, Jagna Sekular, Kuflew 2018 r.).

Ewa zmarła w Woli Rafałowskiej w roku 1784, mając lat mniej więcej 60, a w rok później Marcin ożenił się z Marianną Sadowską, z którą miał ośmioro dzieci o imionach:

Maria Magdalena Krystyna (1785-1861),

Eulalia Scholastyka (ur.1787),

Alojzy Gonzaga Cyryl (1789-1871)

Franciszka Felicyta (ur.1792),

Julianna Konstancja (ur.zm.1795),

Jakub (ur. 1801), parafia Dobre,

Anna (1804-1805), parafia Dobre,

Krystyna (ur.1804), parafia Dobre.

Zmarł w roku 1817, w wieku 70 lat, co oznacza, że musiał przyjść na świat w roku 1747.

Tyle mówią źródła o Marcinie. Czas na kilka ciekawych konstatacji.

Pierwsza żona Marcina, Ewa umiera w 1784 roku, wieku lat 60, co oznacza, że musiała urodzić się w 1724, a więc wygląda na to, że było to kobieta o 23 lata starsza od Marcina (który urodził się 1747) i naprawdę nie ma powodu, by wątpić we względną dokładność wpisów w księgach. Jego druga żona, Marianna zmarła w roku 1814, mając 50 lat, więc dla odmiany było od niego niemal o dwadzieścia lat młodsza. Wreszcie, po śmierci Marcina pozostaje wdowa Katarzyna Tatarkowa, co znaczy, że po śmierci Marianny ożenił się po raz trzeci.

Drugie małżeństwo wydaje się rzeczą Marcinowi konieczną. Mając na wychowaniu trójkę dzieci (w wieku 4 – 8 lat), niespełna czterdziestoletni Marcin gorączkowo szybko szuka kolejnej żony. Żeni się z Marianną i zaledwie rok po śmierci Ewy, na świat przychodzi pierwsze dziecko z drugiego małżeństwa. Gdy umiera Marianna, Marcin ma lat 67; umiera zaledwie trzy lata później.

W jakich żył Marcin czasach? Przyszedł na świat za panowania Augusta III, przeżył efemeryczne panowania Stanisława Leszczyńskiego, a także cały okres Stanisława Augusta Poniatowskiego i wszystkie rozbiory Polski, a także Księstwo Warszawskie.

Co o tym wszystkim wiedział? – nie mamy pojęcia. Mógł słyszeć i zapewne słyszał o Napoleonie, jednak przemarsze napoleońskich wojsk miały miejsce na wschód i północ od Warszawy. Co wiedziano tym na wschód od miasta?

W akcie zgonu został określony jako „wyrobnik”, a więc ktoś, kto zdaje się żył z pracy rok i nie posiadał majątku. Zostało po nim zapewne kilkoro żyjących dzieci, z których – z mojego punktu widzenia – istotne jest tylko jedno: Alojzy Gonzaga Cyryl (1789-1871). Jest to mój pra-pra-pradziadek.

Akt zgonu Marcina Kuczyńskiego z 1817 roku (źródło: Akta parafii Kuflew)

Aloyzy Gonzaga Cyryl Kuczyński (Kuciński)

Dokumenty mówią o Aloyzym niewiele, a dokładnie tyle, że „pozostawał w służbie” u Stanisława Kalinowskiego w Woli Rafałowskiej.

I to właściwie wszystko.

Kim był Stanisław Kalinowski (dokładniej, Stanisław Kostka Kalinowski), trudno powiedzieć, musiała być to jednak jedna z bardziej zamożnych okolicznych rodzin. Trzeba tu wspomnieć, że w czasach, gdy Marcin przybył do Rafałówki była to wieś rozwijająca się od niedawna, w której w 1772 roku (ogólnie, w czasie gdy rodziły się pierwsze dzieci Marcina) stało zaledwie 15 domów! Cała ta okolica powoli podnosiła się z gruzów po zniszczeniach z wieku XVII. Jednym z nazwisk, pojawiających się od najdawniejszych czasów w kontekście owej Rafałówki, czy też Bud Potażniackich, albo Woli Kuflewskiej (bo to różne nazwy tej samej miejscowości), jest właśnie Kalinowski. Był to, obok Orlińskich, czy Trojanowskich, jeden z rodów najdawniej tu osadzonych, może niegdyś szlacheckich, czy mieszczańskich, który przywędrował do wyrobu potażu, czy szkła.

Skupiam się na tych nazwiskach nie bez powodu, bowiem powtarzają się one w Woli Rafałowskiej bez ustanku. Alojzy Gonzaga Cyryl ożenił się z Zofią Teklą z Orlińskich, a jeden z jego synów, mój pra-pradziadek, Jan Nepomucen – z Ludwiką z Kalinowskich).

Miał Aloyzy Gonzaga Cyryl dzieci całe mnóstwo:

Dzieci z Zofią Orlińską:

Marianna (ur. zm. 1814),

Marianna (ur. 1814),

Leon (1816-1820),

Zofia (ur.1818),

Jan Nepomucen (1818-1882), który ożenił się z Ludwiką Kalinowską,

Katarzyna (ur.1820),

Gertruda (1822-1823),

Maciej (1824-1854), który był szewcem

W 1825 Alojzy ożenił się ponownie, tym razem z Katarzyną Łada, Ładno, Ładna, Ładnych, Ładzyńska, Ładzińska (tyle wersji nazwiska można spotkać w dokumentach!). Miała wówczas 25 lat i była kucharką. Urodziła się w parafii Jakubów (rodzice: Krzysztof, Franciszka Trojanowska), zmarła w 1887 roku.

Dzieci Aloyzego i Katarzyny:

Justyna (1826-1827),

Marianna (1828-1831),

Mateusz (zm.1830),

Józefa (ur.1832),

Julianna (1834-1870),

Paulina (1837-1839),

Michał (1842-1844).

I tu pojawia się pewna ciekawostka. Tym razem związana z nazwiskiem.

Nazwisko Kuciński pojawia się w kuflewskiej parafii po raz pierwszy w roku 1830 z okazji śmierci. Konkretnie śmierci Mateusza Kucińskiego (zmarł trzy miesiące po urodzeniu), syna Alojzego Gonzagi Cyryla z drugiego małżeństwa z Katarzyną, która – według dokumentów – nosiła różne nazwiska, od Łada do Ładzińska. Nic nie wskazuje na to, by w okolicy ktokolwiek wcześniej używał tego nazwiska.

W 1837 roku przychodzi na świat Paulina Kucińska, w 1839 Wiktoria Kucińska, w 1842 Michał Kuciński (który umiera po dwóch latach) – kolejne dzieci Alojzego Gonzagi Kuczyńskiego.

W 1841 roku rodzi się Stanisław Kuciński, syn Jakuba Kuczyńskiego (brata Alojzego Gonzagi Cyryla) i Franciszki Orlińskiej (córki Bartłomieja Orlińskiego i Rozalii Trojanowskiej).

W 1871 roku umiera Alojzy Gonzaga – już jako Kuciński.

Spójrzmy na nazwisko syna Alojzego Gonzagi, Jana Nepomucena Kuczyńskiego. Rodzi się w 1818 roku, w 1844 żeni się z Ludwiką Kalinowską (jeszcze jako Kuczyński), ale w 1882 roku umiera już jako Kuciński. Co więcej, o ile pierwsze czworo jego dzieci nosi nazwisko Kuczyński, ostatnich troje to Kucińscy (Wawrzyniec, Franciszek i Aleksandra, urodzeni w latach 1858, 1861, 1865).

Możliwe, że przy zapisywaniu śmierci Mateusza popełniono błąd i zamiast Kuczyński wpisano Kuciński. Jednak później mamy do czynienia z całkiem dobrze udokumentowanym zjawiskiem, polegającym na przechodzeniu rodziny od nazwiska Kuczyński do Kuciński. Zjawiskiem najprawdopodobniej przypadkowym, wynikającym z pomyłek i mody, dyktującej pisownię nazwiska w danym czasie.

W ten właśnie sposób, Kuczyńscy, stali się na przestrzeni niespełna 70 lat Kucińskimi i to właśnie nazwisko odziedziczyła moja mama – Barbara Kucińska.

Zmiana ta nie dotyczyła tylko wymienionych osób. Żona Franciszka Kalinowskiego, Marianna z Kuczyńskich do 1849 roku występuje w dokumentach jako Kuczyńska, a od 1856 jako Kucińska. 

Podobnych przypadków w genealogii jest mnóstwo i niejedna rodzina do pewnego momentu pisała się tak, później zaś inaczej, albo różne jej gałęzie w pewnej chwili zaczynały używać różnych nazwisk. A do tego dochodzą jeszcze zniekształcenia i nieścisłości. Ot, druga żona Aloyzego, występuje w źródłach jako Katarzyna Łada, Ładno, Ładna, Ładnych i Ładzińska.

Alojzy Gonzaga przekroczył czterdziestkę, gdy rozegrała się bitwa pod Kuflewem (która zainspirowała Wojciecha Kossaka). Z pewnością słyszał huk armatnich wystrzałów, a może widział podczas przemarszów polskie, czy rosyjskie wojska, które starły się 25 kwietnia 1831 roku.  Jan Nepomucen, który miał wówczas zaledwie trzynaście lat, może słuchał opowieści ojca o powstaniu listopadowym.

Akt ślubu Alojzego Kuczyńskiego z 1812 roku (źródło: Akta parafii Kuflew)
Fragment Mapy Kwatermistrzostwa (wydanie z ok. 1863 r.)

Jan Nepomucen Kuczyński (Kuciński)

Syn Aloyzego Gonzagi, Jan Nepomucen (który zmarł już jako Kuciński), z oczywistych przyczyn zawsze kojarzy mi się z figurą Jana Nepomucena, która stoi pod kuflewskim kościołem, wystawioną w 1772 roku. Na całym Mazowszu mnóstwo jest figur tego właśnie świętego, który z jakiś przyczyn musiał być tu najwidoczniej bardzo znany.

Jan Nepomucen Kuczyński miał mniej dzieci, niż jego poprzednicy:

Waleria (1842-1888),

Walenty (ur. 1845),

Marianna (ur.1848),

Tekla (1850-1851),

Stanisław (ur.1854),

Wawrzyniec (1858-1876),

Franciszek (ur.1861), ślub 1892, Antonina Krupińska (Kuczyńska),

Aleksandra (ur.1865).

Spośród nich wszystkich interesuje mnie jedynie Franciszek, mój prapradziadek, którego historia będzie już nieco bardziej obszerna i ciekawa również jeśli chodzi o historię Woli Rafałowskiej.

Plan Woli Rafałowskiej z 1887 roku (źródło: Archiwum rodzinne Ewy Trojanowskiej)

Franciszek Kuciński

Rzecz w tym, że to właśnie Franciszek przeniósł się do Warszawy. Musiał to zrobić przed 1892 rokiem, bo wówczas wziął ślub z  Antoniną (córką Kazimierza Krupińskiego, czy też Kuczyńskiego i Anastazji z domu Sawickiej) w kościele Wszystkich Świętych. I chyba wolno wnosić, że żył z pracy rąk, a jedyną nadzieję na poprawę losu czerpał z obstawiania carskiej loterii.

Antonina, żona Franciszka, lata 50. XX wieku (źródło: Archiwum rodzinne autora)

Co najdziwniejsze, nie przeliczył się wcale i w pierwszych latach dwudziestego wieku wygrał tak ogromną sumę, że nie tylko sam przeniósł się do Rosji na dorobek, lecz jeszcze i spośród dawnych sąsiadów zabrał każdego, kto tylko chciał z nim pojechać. Tym oto sposobem, za sprawą Franciszka Kucińskiego liczba ludności Woli Rafałowskiej ponoć dramatycznie spadła, który to fakt potomni mieli uczcić, nazywając jedną z ulic jego imieniem.

(Nawiasem mówiąc, ów szczęśliwy traf wywarł pewien wpływ na jego syna, Franciszka, brata bliźniaka mojego dziadka Władysława. Otóż Franciszek obstawiał zakłady totolotka jak oszalały, notował skrupulatnie wyniki wszystkich losowań i opracowywał wymyślne (choć, jak łatwo zgadnąć, całkiem absurdalne) systemy, mające mu zapewnić wygraną. Oglądałem pozostawione przez niego, zapisane drobnym maczkiem, grube zeszyty.)

W swojej podróży, której celem było pomnożenie i tak już przyzwoitych pieniędzy, Franciszek zapędził się daleko, bo aż do Irkucka. Swego jednak dopiął, stając się człowiekiem bardzo bogatym (możliwe, że prapradziadek zakładał piekarnie; taka informacja pojawia się w jednym z życiorysów, napisanych przez jego syna, Władysława).

Opowieść o prapradziadku nie ma szczęśliwego zakończenia. Cały jego majątek przepadł wskutek bolszewickiej rewolucji. Stało się to za sprawą Antoniny, która z nie dających się dziś zrozumieć przyczyn, „wymieniła złoto na gotówkę” (to ostatnie określenie zaczerpnąłem z mglistych wspomnień opowieści mojej babci Izabelli). Operacja zaowocowała w ten oczywisty sposób, że wkrótce oboje mogli cieszyć się widokiem bardzo dużej liczby banknotów, ładnych co prawda, lecz zupełnie bezwartościowych.

Próżno dziś dociec szczegółów postępku babci. Z pewnością jednak wypłaciła z banku jakąś nieprawdopodobną sumę z zamiarem trzymania jej pod poduszką. Część pieniędzy przetrwała następne pół wieku i jeszcze ja sam, będąc dzieckiem, mogłem oglądać całe pliki trzyrublowych banknotów z 1905 roku, spoczywających w szufladzie babcinej szafy.

W historii musi być więc ziarno prawdy. Czy nazwana jego imieniem ulica istniała, czy też nie, tego nie udało mi się ustalić.

Franciszek, o ile mi wiadomo, zmarł gdzieś u progu lat trzydziestych. Mogiła jego z pewnością już dawno nie istnieje, a i tak nie wiedziałbym nawet, gdzie jej szukać. Antonina rozstała się z życiem w początku lat sześćdziesiątych, a więc niedługo przed moim urodzeniem. Jej grób znajduje się na cmentarzu w Ursusie.

Jedno jeszcze rzec trzeba o praprababci: 13 października 1904 roku w Irkucku urodziła bliźnięta, którym nadano imiona Franciszek i Władysław. Ten ostatni, o którym będzie jeszcze wiele do powiedzenia, w 1922 roku wrócił wraz z rodzicami do Polski i osiedlił się w Warszawie. Jest on Waszym pradziadkiem.

I krótka uwaga na marginesie.

Każda historia ma pewne punkty kluczowe, które decydują o jej dalszym biegu. Takimi właśnie momentami są przenosiny Franciszka Kucińskiego i mojego pradziadka ze strony ojca, Jana Markowskiego do Warszawy. Pierwszy z nich osiedlił się tu przed 1892, drugi przed 1904 rokiem. Na dobrą sprawę, mogli się otrzeć o siebie na ulicy.  Gdyby Franciszek został w Woli Rafałowskiej, a Jan w Nagłowicach, w drugiej połowie dwudziestego stulecia, ich wnuczki, moi rodzice, Jerzy Markowski i Barbara Kucińska nie mogliby się spotkać w centrali telefonicznej przy ulicy Pięknej.

Dzieci Franciszka i Antoniny:

Mieczysław (ur.1893),

Władysław i  Franciszek (ur. 1904), Władysław, ślub 1936, Izabella Kicman.

Akt ślubu Franciszka Kucińskiego z 1892 roku

Władysław Kuciński

A oto historia mojego dziadka, jednego z bliźniąt urodzonych w 1904 roku w Irkucku, syna Franciszka Kucińskiego – przedostatniej osoby w linii męskiej, która nosiła nazwisko wywodzące się z Woli Rafałowskiej (ostatnią jest żyjący do dziś syn drugiego z bliźniąt, Franciszka – Leszek Kuciński).

Dziadek Władysław Kuciński, ojciec mojej mamy, Barbary (1937-2020), mógłby podzieliłby los wielu opisanych tu postaci, o których nie wiadomo, jaki przyszło im pędzić żywot, gdyby nie tragiczny w skutkach fakt, że znaleźli się tacy, co próbowali wszystko dokładnie wybadać. Byli oficerowie śledczy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Wypada jednak rzecz całą zacząć od początku.

Dziadek Władysław przyszedł na świat 13 października 1904 roku, w odległym Irkucku. Daleko to naprawdę od wszystkiego co znamy, za Uralem, wielkimi syberyjskimi rzekami Obem i Jenisiejem, tam, gdzie z Bajkału bierze początek Angara. Przyszedł na świat jako jedno z bliźniąt, o których wspomnieć przyszło, opisując dzieje ich obdarzonego fantazją ojca, Franciszka i matki, Antoniny, tej co to wolała trzymać pieniądze pod poduszką. W Irkucku zdobył też jakieś, trudne dziś do określenia, wykształcenie. Spory w tej sprawie jest mętlik, bo w sporządzonych przez UBP aktach sprawy znaleźć można przynajmniej różne wersje, a na dodatek zupełnie co innego pisze dziadek w swoim życiorysie z 1949 roku. Z tym, że akurat w życiorysach pisano wtedy najróżniejsze rzeczy.

O czasach tych wiadomo jeszcze i to, że przed wyjazdem do Polski skończył szkołę średnią i przepracował rok jako telegrafista na irkuckiej, czy pobliskiej jakieś stacji kolejowej. Odmiennie jakoś od tych co urodzili się nad Wisłą musiało ukształtować jego charakter dzieciństwo syberyjskie. Wkrótce przyjdzie się o tym dowodnie przekonać.

Polskę zobaczył Władysław dopiero w roku 1922, gdy Franciszek i Antonina postanowili wrócić w rodzinne strony. Daleki to musiał być skok dla osiemnastoletniego chłopca, wychowanego nad Bajkałem. Po raz pierwszy przyszło mu ujrzeć ojczyznę, którą musiał znać z opowiadań, po raz pierwszy usłyszeć na ulicy polską mowę. Znalazłszy się w Warszawie zamieszkał wraz z rodzicami przy ulicy Długiej 6. Dodać wypada, że pomimo niedawnej finansowej katastrofy, Franciszkowi i Antoninie powodzić się musiało wcale nie najgorzej, skoro, jak twierdzi jedna z notatek UBP, ojciec Władysława posiadać miał własne przedsiębiorstwo. Nie było ono chyba zbyt duże (być może niewielka piekarnia), bo w życiorysie określa pradziadek swoją rodzinę jako rzemieślniczą, a w aktach pochodzenie Władysława określane jest jako robotnicze. Ale o mętliku już wspominałem. Wygląda jednak na to, że Antoninie nie udało się doprowadzić majątku do kompletnej ruiny.

Całe następne trzy dziesięciolecia dziadkowego życia jesteśmy w stanie opisać tylko z pomocą kilku suchych faktów. Władysław ukończył kurs telekomunikacyjny. W latach 1925-27 służył w 21 Pułku Ułanów w Równym, gdzie otrzymał stopień kaprala, a zdjąwszy mundur, rozpoczął pracę w Urzędzie Telefonów Międzymiastowych i Telegrafów, przy ulicy Nowogrodzkiej 45. 27 października 1936 roku ożenił się z Izabellą Kicman, córką Józefa i Sabiny Kicmanów i wynajął mieszkanie we Włochach, przy ulicy Parkowej 3, czyli dzisiejszej Cietrzewia. Tyle suche fakty, żywcem niemal spisane z pożółkłych kartek.

Władysław Kuciński w pracy, lata 30. XX wieku (źródło: archiwum rodzinne autora)

Nagły i tragiczny zwrot w dziadkowym życiorysie nastąpił dokładnie o 10.30 rano, 17 grudnia 1952. Władysław był już wówczas szefem działu technicznego w Urzędzie Telefonów Międzymiastowych i Telegrafów, mającej siedzibę w tym samym budynku przy Nowogrodzkiej, w którym rozpoczynał pracę ponad dwadzieścia lat wcześniej. Tego właśnie, zimowego poranka, w sąsiadującej z pomieszczeniami biurowymi centrali telefonicznej wybuchł pożar. Nie był to absolutnie żaden kataklizm, po prostu spalił się jeden z elementów wyposażenia, co o tyle miało prawo się zdarzyć, że większość jego części była konserwowana naftą i podczas pracy znajdowała się w sąsiedztwie iskier elektrycznych.

Ogień ugaszono natychmiast, uszkodzenia usunięto w ciągu kilku dni i sprawa z pewnością utonęłaby w niepamięci, gdyby nie zainstalowany wśród pracowników konfident o pseudonimie Ryś, który skwapliwie doniósł o wszystkim bezpiece. Jak łatwo się domyśleć, dla bezpieki był to zupełnie wystarczający pretekst do wszczęcia śledztwa. Sprawie nadano kryptonim Ogień. 23 grudnia, a wiec zaledwie tydzień po pożarze zostały zatrzymane trzy osoby, w tym dziadek. Aresztowano go w mieszkaniu przy Parkowej trzy, w Wigilię Bożego Narodzenia.

Początkowo, wysuwane przeciw Władysławowi oskarżenia koncentrowały się wokół koncepcji, że osobiście wzniecił pożar, a więc dopuścił się sabotażu. Absurdalny ten zarzut żadnym sposobem dowieść się nie dawał, bo na podstawie zeznań to tylko można było pradziadkowi zarzucić, że zobaczywszy ludzi gaszących ogień, usunął się na bok i do pomocy wcale się nie spieszył. Wyczuć musiał chyba na co się zanosi, bo zagadnięty następnego dnia przez któregoś z pracowników, wprost stwierdził, że wolał trzymać się z daleka, bo nie chce mieć do czynienia z władzami.

Areszt tymczasowy, który początkowo miał trwać miesiąc (do 24 stycznia 1953) przedłużano systematycznie aż do kwietnia, bo wyniki prac śledczych były żadne. 16 kwietnia zapadła decyzja o zamknięciu i umorzeniu śledztwa, jednak w maju sprawa trafiła do Komisji Specjalnej do walki z nadużyciami i szkodnictwem gospodarczym, instytucji typowo stalinowskiej.

UBP  uznało, że pożar wybuchł wskutek niezliczonych, wykrytych w trakcie śledztwa zaniedbań, za które odpowiedzialność ponosi szef działu technicznego. 

Bezpieka wnioskowała o 24 miesiące obozu pracy i to bez zaliczenia dotychczasowego okresu aresztowania. 2 czerwca Komisja Specjalna skazała Władysława na 18 miesięcy (zaliczając okres aresztowania) i od razu złagodziła karę na mocy amnestii do 9 miesięcy. W rezultacie, miał pradziadek spędzić w obozie niecałe cztery miesiące. Karę miał odbyć w Centralnym Więzieniu nr 2 Warszawa – Gęsiówka (inaczej Centralne Więzienie – Ośrodek Pracy w Warszawie), czyli obozie pracy, znajdującym się na terenie dawnego, niemieckiego obozu koncentracyjnego przy ul. Gęsiej (dziś Anielewicza).

Kiedy trafił do obozu, nie wiemy. Zmarł w szpitalu więziennym 9 czerwca 1953 roku. Gdyby został tam wysłany już 2 czerwca, oznaczałoby to, że spędził w Gęsiówce tydzień.

Na tym właściwie opowieść o Władysławie Kucińskim można by zakończyć, jednak przeszkadzają temu pytania, na które w aktach próżno szukać odpowiedzi.

Po pierwsze, z dokumentów dowiadujemy się, że oprócz pradziadka zatrzymano dwóch pracowników centrali, z których jeden już pod koniec lat czterdziestych wzbudzał zainteresowanie kieleckiej bezpieki. Można zapytać, dlaczego oskarżenia zostały skierowane prawie od razu przeciw członkowi dyrekcji, najmniej w gruncie rzeczy związanemu z wypadkiem.

Po drugie, skąd nagła śmierć w kilka dni zaledwie po wydaniu wyroku przez Komisję Specjalną.

Babcia Izabella, która niewiele wcześniej odwiedziła męża, zastała go całkiem zdrowym, w akcie zgonu natomiast, jako przyczynę śmierci podano gruźlicę. To charakterystyczne w przypadku osób, które były przez bezpiekę mordowane. Okoliczności te wyglądają zbyt podejrzanie, by można było przejść nad nimi do porządku dziennego. Warto więc przytoczyć wspomnienia mojej Mamy, które rzucają na sprawę pewne światło.

W chwili śmierci ojca, moja Mama miała zaledwie czternaście lat. Nic też dziwnego, że prababcia Izabella nie wtajemniczyła jej wówczas w szczegóły tragedii. O wiele bardziej zastanawiający jest fakt, że nie zrobiła tego nigdy, wskutek czego, wszelkie zdobyte później przez moją Mamę wiadomości pochodzą wyłącznie od przyjaciół Waszej prababci.

Według tej wersji wydarzeń, tak aresztowanie, jak i śmierć Władysława, miały być związane z realizacją powierzonego mu projektu sieci połączeń specjalnych dla jednej z państwowych instytucji, czy może partii. W rezultacie, znalazł się Władysław Kuciński na liście osób mało wygodnych dla władzy. Co więcej, pradziadek do osób pokornych nie należał, swoje zdanie zwykł wyrażać na głos, co samo przez się czyniło z niego potencjalną ofiarę. W aktach znajdziemy wiele informacji o tym, co Władysław mówił, publicznie i w rozmowach prywatnych i z całą pewnością wypowiedzi te nie zjednywały mu sympatii otoczenia. Między innymi, w 1951 roku spowodował spore zamieszanie na założycielskim spotkaniu związków zawodowych, oświadczając, że osoby uczestniczące w jego realizacji, w najmniejszym stopniu nie wzbudzają jego zaufania. Był widać rzadkim już w owych czasach człowiekiem, co myślał, mówił i w naturalny jakiś sposób nie poczytywał sobie tego za grzech.

Wersja mojej Mamy wnosi do tego, co już powiedziano jeszcze jeden, istotny fakt, a mianowicie, że Władysław został zamordowany w szpitalu więziennym przy pomocy zastrzyku. Opis wydaje się wiarygodny, bo pochodzi od pracującej tam pielęgniarki. Dzięki tej pielęgniarce, prababcia Izabella dowiedziała się o śmierci męża, bo oficjalną drogą nie otrzymała żadnej informacji.

To wszystko, czego na temat dziadkowej sprawy udało mi się dowiedzieć i wcale nie zanosi się na to, by rzecz kiedykolwiek miała zostać ostatecznie wyjaśniona. Dokumenty znamy, a innych źródeł szukać próżno.

Przedstawiona przez moją Mamę wersja nosi pewne znamiona prawdopodobieństwa, jednak i w niej można doszukać się znaczących niejasności.

Przede wszystkim, przemawia przeciw niej ta okoliczność, że MBP zwróciło na Władysława uwagę dopiero wtedy, gdy na centrali wybuchł pożar. Nic nie wskazuje na to, by interesowało się nim wcześniej. Prawda, śledztwo natychmiast skupiło się właśnie na pradziadku. W raporcie o przyjęciu sprawy do prowadzenia, napisanym 2 stycznia 1953 roku przez naczelnika wydziału śledczego UBP na Warszawę i skierowanym do dyrektora departamentu śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, mowa jest o wszystkich trzech podejrzanych, jednak tylko nazwisko Władysław Kuciński zostało podkreślone czerwonym ołówkiem. Jednak to nie dowód, a tylko poszlaka.

Ale mogło być jeszcze inaczej. Może Władysław rzeczywiście zaprojektował sieć połączeń specjalnych, lecz nie miało to większego znaczenia i o jego losie zdecydował przede wszystkim niepokorny stosunek do władzy.

W aktach nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania. Nie będziemy się jednak nad nim zastanawiać i pozostawiając rzecz w takim stanie, do jakiego doszliśmy.

Władysław miał trzy córki, które odziedziczyły po nim nazwisko:

Barbara (1939-2020), ślub 1963, Jerzy Markowski,

Alicja (1941-1984),

Małgorzata (1944- 1961).

Małgorzata, zaledwie siedemnastoletnia, utopiła się podczas wakacji na jednym z warmińskich jezior. Alicja zmarła po operacji serca w 1984 r. Moja mama, Barbara zmarła w 2020 roku. Jestem jej jedynym dzieckiem.

Córki Władysława i Izabeli Kucińskich, z prawej Barbara, z lewej Alicja, po środku Małgorzata (źródło: archiwum rodzinne autora)

Na wstępie wpisu: Pejzaż z Woli Rafałowskiej, 1921 rok, Henryk Grombecki


Opublikowano

w

przez