Lektyka Gerlacha

autor: Kamila Juśkiewicz

W zakamarkach dawnego Sanatorium w Rudce (a dzisiaj Ośrodka Kompleksowej Rehabilitacji należącego do Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach) znajduje się tajemnicze krzesło wyglądem przypominające lektykę. Ten niezwykły przedmiot skrywa w sobie historię wyjątkowej i bardzo zasłużonej dla Rudki osoby – wieloletniego Prezesa Komitetu Sanatorium Emila Gerlach.  Krzesło musi mieć ponad 90 lat. Jak to dobrze, że przez te wszystkie lata nikomu nie przyszło do głowy, aby je wyrzucić na śmietnik.

Pierwszy raz zobaczyłam to krzesło przypadkowo w 2019 roku i pewnie nie zwróciłabym na nie większej uwagi, gdyby nie opowieść pana Henryka, którą od 2009 roku nosiłam w myślach i w sercu. Dzięki tej opowieści, widok starego krzesła wywołał we mnie prawdziwe wzruszenie. Dzisiaj dzielę się to opowieścią z Wami.

Nieśliśmy prezesa

„Jak ja pracowałem przed wojną (od red. w Sanatorium w Rudce), prezesem był niejaki Gerlach, Niemiec z Warszawy. Gerlach był prezesem do wojny. Miał jakąś fabrykę, spółkę w Warszawie. Ja miałem wtedy jakieś dwadzieścia lat. Gerlach niemłody był. Ważył jakieś 50 kilo. Słaby chłop. Pojechaliśmy z Sanatorii z dyrektorem Rechnia (od red. z Tadeuszem Rechniowskim), intendentem, starszą siostrą, no i księgowym do Mrozów po niego. Wzięliśmy krzesło i czterech ludzi, aby go ze stacji przenieść na kolejkę do Sanatorii. Staliśmy, pociąg przyszedł, on wysiadł. Trzy pielęgniarki (proszę pani) koło niego tańcowały. Takie dziewczynki, co miały może koło dwadzieścia lat, może i nie. Jedna umiała mówić trzema językami. Kolejką przywieźliśmy go. Duszyński i Zawiska dwa konie założyli do takiego wózka. Jechaliśmy, jechaliśmy. W lesie (proszę pani) taka górka jest. Prrr… kazał stanąć furmanom. On wylazł i wszystkim kazał wyleźć, bo ciężko pod górkę koniom było. Ludzie wyleźli, dyrektor, intendent, siostry, my z tym krzesłem, co go mieliśmy nieść. Idziem i niesiem jego. On gada a siostry i dyrektor koło niego. To był przecież Gerlach – bogacz na całą Warszawę. Weszliśmy na te górkę. Zatrzymać się kazał. Wlazł do tej kolejki, my za nim. Ruszyliśmy i jedziem. On siedzi, ze starszą siostrą rozmawia a my te szare robotniki z tyłu, bo nie możem słyszeć, o czym oni mówią. Dojechaliśmy do Sanatorii do bramy. Kazał stanąć. Kazał kolejką zajechać do garażu. Pojechali furmani. On wziął na krzesło wsiadł i nieśliśmy go wpierw od zachodu. Tam było wejście, gdzie mało ludzi chodziło. Kazał zanieść się do kaplicy. Kaplica była na drugim piętrze. Zanieśliśmy go do kaplicy a w kaplicy lustro było, pięknie było. Popatrzył, klęknął, przeżegnał się. Popatrzył, poszedł pod ołtarz. Dłubnął tam coś. A my z daleka stojem. Kazał siostrze, aby tam coś zapisała. Ona tam coś zakreśliła. Stamtąd kazał, aby na stołówkę go zanieść. A stołówka była na pierwszym piętrze, dobudowana, na lewo się szło. A stołówka była na 120 ludzi. Stoły szerokie, dwa czy trzy. Oleandry były, obrusy, krzesła z numerami. Przeszedł, zobaczył. Miał swój pokój na pierwszym piętrze, z balkonem. Tam nikt nie zajmował. Tylko on, gdy raz do roku przyjeżdżał. Ten pokój pustkami stał a pielęgnowany był. Zanieśliśmy go do tego pokoju. On tam siadł sobie, z nim dyrektor, intendent, siostry, księgowy. I tam coś z nimi rozmawiał. A do nas powiedział: wolni jesteście. […]” (Henryk Gujski, Natolin 2009 rok)

Przedwojenny wagonik letni kolejki konnej z Mrozów do Sanatorium w Rudce (źródło: Archiwum Sanatorium w Rudce)

Największy dobrodziej Sanatorium w Rudce

Dodajmy kilka słów o prezesie Emilu Gerlachu. Jego imieniem zostało nazwane zachodnie skrzydło gmachu głównego uroczyście otwarte w 1927 roku. Z Sanatorium w Rudce związany był nieprzerwanie od 1904 roku aż do swojej śmierci w 1941 roku. Dla tego miejsca był nie tylko największym darczyńcą. Z ojcowską troskliwością nadzorował pracę zakładu, prowadził jego rozbudowę, dbając o najmniejszy szczegół i walczył o fundusze oraz administracyjną przychylność dla rozwijającego się dzieła. Uznano, że: „Nikt inny nie zrobił tak wiele dla Rudki jak ten człowiek, który bezinteresownie poświęcił całe swoje życie dla tego pięknie położonego uzdrowiska” (Tomasz Kowalczyk, „Dzieje sanatorium w Rudce” [w] Problemy Higieny Nr 76, Warszawa 2002)

Emil Gerlach wśród personelu Sanatorium, stoi wśród sióstr (źródło: Archiwum Sanatorium w Rudce)

Niemiec z pochodzenia, Polak z wyboru

Urodził się 23 maja 1859 roku w Warszawie w niemieckiej rodzinie przemysłowca Gustawa Adolfa i Ludwiki Kroll. Był Niemcem z pochodzenia, a Polakiem z wyboru. Od 1887 roku z bratem Gustawem prowadził przekazaną przez ojca firmę „G. Gerlach” produkującą instrumenty geodezyjne i chirurgiczne. Swoje wysoko wyspecjalizowane urządzenia firma sprzedawała nie tylko w Warszawie, ale również w Moskwie i Petersburgu. Dodatkowo działalność firmy została rozszerzona o sprzedaż maszyn do pisania amerykańskiej firmy Underwood, której Gerlachowie byli przedstawicielami. Emil Gerlach nie szczędził osobistej pracy i hojności na polu działalności charytatywnej. Na terenach rosyjskich był organizatorem Polskiego Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny. W Warszawie wspierał Szpital Ewangelicki. Angażował się w walkę z gruźlicą, był między innymi prezesem Warszawskiego Towarzystwa Przeciwgruźliczego. Za swoją działalność społeczną został uhonorowany Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (w 1923 roku) oraz Złotym Krzyżem Zasługi (w 1933 roku).

Do ostatnich swoich dni troszczył się o Sanatorium

Jak zostało wspomniane wyżej, najwięcej energii włożył jednak w dzieło rozbudowy Sanatorium w Rudce. Z wielkim zaangażowaniem kontynuował dzieło dr. Teodora Dunina. Od 1904 roku był członkiem Komitetu Budowy Sanatorium. To z nim uzgadniany był najdrobniejszy szczegół projektu budowlanego. 15 listopada 1921 roku został powołany na prezesa Komitetu Sanatorium. Funkcję tę sprawował przez blisko 20 lat, czyli do końca swojego życia. Osobiście przekazał na rzecz zakładu ogromne kwoty pieniędzy, a także wiele darów w naturze. To on wyposażył pierwszą pracownię rentgenowską i laboratorium. Przekazał również projektor filmowy, bryczkę, gramofon, maszynę do pisania, meble, książki dla pacjentów. Stale trzymał rękę na pulsie i przychodził z pomocą w różnych potrzebach. To dzięki jego szczodrości możliwe było w miarę szybkie uruchomienie zakładu po grabieżach dokonanych w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Sam finansował niezbędne prace modernizacyjne, na przykład remont centralnego ogrzewania. Do ostatnich chwil swojego życia, pomimo postępującej choroby i trudnego czasu II wojny światowej, troszczył się o każdą sprawę Sanatorium. Zmarł 24 maja 1941 roku.

Od lewej: Stokowski, Emil Gerlach, dr Tadeusz Rechniowski, prof. Gluziński, dr Julia Żórawska, s. Zofia Glice (źródło: Archiwum Sanatorium w Rudce)

Zdjęcie na wstępie wpisu: Krzesło – lektyka Gerlacha, wygląd współczesny (fot. Lidia Serafin)


Opublikowano

w

przez